Mój sposób na ŁZS (łojotokowe zapalenie skóry)
Z poprzednich postów mogliście odnieść wrażenie, że nic mi nie dolega. Dolega i owszem. Od lat mam łojotokowe zapalenie skóry, dochodzą do tego wahania wagi. Nad tym drugim znacznie łatwiej zapanować, nad pierwszym? Niekoniecznie. Muszę się bardzo, ale to bardzo pilnować.
Łojotokowe Zapalenie Skóry jest chorobą nieuleczalną. U mnie pojawiło się w wieku lat hm.. mniej więcej dwudziestu pięciu. Pamiętam, że zaczęło się od plamki w okolicy nosa. Plamka była czerwona, w środku pojawiło się coś w rodzaju pryszcza (takiego dziwnego nacieku). Swędziało i piekło. Poszłam do dermatologa. Usłyszałam diagnozę. Nie przejęłam się nią, bo dostałam receptę z lekiem - sterydowym. Maść działała rewelacyjnie. Po kilku dniach stosowania plamka zniknęła, a że miałam wtedy dość spokojne i sielankowe życie przez bodajże rok cieszyłam się skórą bez skazy.
Zaczęło się, na nowo, przed rozwodem.
Plamka pojawiła się ponownie, podobny wykwit zjawił się i po drugiej stronie nosa. Wyglądałam paskudnie i znów poszłam do dermatologa.
Dostałam tym razem maść dziegciową (sterydy były zdaje się w odstawce) która pomagała ale musiałam stosować ją stale - raz na trzy dni. Jeśli się nie posmarowałam zmiany na skórze pojawiały się ponownie i stawały się coraz rozleglejsze.
Rozwód minął, zaczęło się cieszenie wolnością.
I co? Ano nic, stwierdziłam dzięki temu, że bardzo szkodzi mi piwo, po którym swędzenie skóry i rozmiar plam wokół nosa nasilały się w takim stopniu, że wstydziłam się wyjść z domu.
Piwo i imprezy poszły w odstawkę.
Zaczęło się normalne życie i zdrowy styl życia.
Pomogło.
Do czasu.
W pewnym momencie zauważyłam, że wykwity pojawiają się ponownie. Znowu dermatolog, znowu maść dziegciowa i w ramach uzupełnienia kuracji seboderm. Zaczęłam jednak szukać informacji na temat tej choroby i stwierdziłam, że ogromne znaczenie może mieć stres i pożywienie.
Zaczęły się eksperymenty.
Każda stresująca sytuacja w pracy przyczyniała się do powstawania wykwitów.
Jednocześnie bardzo uważnie obserwowałam swoje reakcje na jedzenie. Metodą prób i błędów doszłam do wniosków następujących:
- plamy na skórze, swędzenie, pieczenie i różne inne paskudztwa nasilają się po zjedzeniu pieczywa, pizzy i wszystkich tych pokarmów, które robione są z mąki,
- po alkoholu natychmiast mam wysyp, ale bardzo dobrze toleruję czerwone wino, co mnie bardzo zdziwiło,
- wiatr bardzo mi szkodzi, ale słońce już nie,
- doskonale robi relaksacja tj. ćwiczenia jogi (między innymi) dzięki nim wyciszam się i zmniejszając stres zapobiegam pojawianiu się plam.
Ostatnio eksperymentuję też z urynoterapią - jeśli plamy się pojawią (czasem po prostu muszę zjeść pizzę) smaruję zmiany skórne świeżym moczem i po kilku minutach myję twarz. Mocz wysusza, ale plamy nie znikają - wtedy stosuję przepisaną przez dermatologa maść. Po kilku dniach mam spokój do.... następnej pizzy.
Postanowiłam o tym napisać, bo ciekawa jestem jak Wy radzicie sobie z chorobą. Studiuję co prawda uważnie wątki poświęcone ŁZS na forach internetowych, dość skrzętnie wypróbowuję różne sposoby, ale niezawodnego sposobu jeszcze nie znalazłam. Jeśli macie jakieś pomysły podzielcie się proszę (oby bez sterydów i bez dziegci :-)).
Witam Cię
OdpowiedzUsuńMam dla Ciebie dobrą wiadomość! Pragnę Ci powiedzieć, że ŁZS NIE JEST CHOROBĄ NIEULECZALNĄ! Jeżeli ktokolwiek ma na ten temat inne zdanie to bez problemu mogę osobiście pokazać 'na własnej skórze', że
ŁZS DA SIĘ POKONAĆ!
Nie choruję na ŁZS już od ponad 2 lat. Spotkałem wielu wspaniałych specjalistów oraz znachora (do najlepszego wg mnie specjalisty zamieściłem nr tel na moim blogu - adres poniżej). Wraz z pomocą kilku specjalistów, kilku książek i dzięki kilku własnym pomysłom doszedłem do całkiem dobrych metod radzenia sobie z większością chorób skóry.
Warto dodać, że (przypadkowo lub nie) stosujesz jedną z bardziej wartościowych metod walki z chorobami skóry - mianowicie - odstresowujesz się dzięki jodze.
Więcej info na moim blogu ;-)
Proponuję od razu pobrać sobie dostępny na blogu raport (jest za darmo, nie obawiaj się ;) ) na temat chorób skórnych
Pozdrawiam
Maciek Przychodzeń
http://wyszedlem-z-lzs.blogspot.com/
Ja badam przyczyny swojego ŁZS! :( Niestety jest to walka! Stresu nie da się uniknąć:( Sszukam sposobu odreagwania, mam nadzieję, że pomoże! Życzę powodzenia :)
OdpowiedzUsuńJa własnie zmagam się z tym problemem, coś strasznego, u mnie w sumie chyba tez zaczęło się od czegoś dziwnego na górnej części nosa, tragedia. Pieczywo? Masakraaaa ;c
OdpowiedzUsuńOstatnio odkryłam u siebie objawy tej choroby. Jestem przerażona.
OdpowiedzUsuńA mnie bardzo pomaga jako jedyny specyfik krem Kerium DS - stosuję z przerwami od kilku lat i na prawdę sprawdza się doskonale. Zanim zaczęłam go stosować czasem było tak źle, że dla ukojenia nie było ucieczki przed sterydem - choćby na chwilkę, a wiadomo co takie specyfiki robią z ŁZS. A odkąd używam tego kremu prawie zapomniałam co to ŁZS - ja mam na twarzy. Na pewno pomaga też zdrowe odżywianie się bez cukru, białej mąki i innych węglowodanów prostych - sprawdziłam i polecam!!
OdpowiedzUsuń