Mój sposób na rwę kulszową

Jak nie urok, to przemarsz wojsk. Jak nie paskudztwa na twarzy, to rwa kulszowa. Diabli nadali, ale ja się tym diabłom nie dam.

Siedząca praca robi swoje i nawet joga (którą ostatnio zarzuciłam na rzecz ćwiczeń baletowych, które mnie zdziebko dobiły) nie pomogła.

Dopadło mnie. Najpierw ból w odcinku lędźwiowym. Ostry, po trzech dniach na szczęście udało mi się go zlikwidować (ketonalem niestety).

Potem rwa.

Lekarz wiadomo co zaordynował - niesterydowe przeciwzapalne, a jakby co to blokada, bo na razie nic innego nie jest potrzebne.

Uznałam, że nie będę się faszerować lekami.
Wychodzenie z tego diabelstwa zajęło mi dwa miesiące. Jeszcze trochę pobolewa, ale już tylko nad ranem. Budzi mnie ból, który na szczęście jestem w stanie rozćwiczyć.

Jak mi się udało?

Prosto i nieprosto.

Przede wszystkim przestawiłam się na jedzenie przeciwzapalne: dużo cebuli, dużo oregano, dużo kurkumy i pieczarek (najsilniejsze pokarmy o takim działaniu). Kurkumy mam już dość, ale trudno - dodaję do wszystkiego. Wróciłam też do pasty budwigowej. Przypuszczam, że to też trochę pomogło, bo Omega 3 działa przeciwzapalnie.

Do tego ćwiczenia.
Żadne z typowych nie pomagały. Ba! Części nawet nie byłam w stanie wykonać.
Udało się dzięki przeprostom - od kilku tygodni robię je co godzinę.
I dzięki masażom.
Z internetów, a jakże.

Polecam Wam te dwa instruktarze poniżej. Tak jak pisałam po mniej więcej dwóch miesiącach rwy już prawie nie czuję.

McKenzie i przeprosty


Automasaż - film instruktażowy śmiesznego pana masażysty, przynosi ogromną ulgę



Komentarze

Popularne posty