Ostro, ostrzej, najostrzej czyli papryczki a zdrowie

Bardzo długo unikałam ostrości tj. przypraw typu pieprz czy papryka sądząc, że źle wpływają one na wygląd mojej skóry. Kiedyś zajadałam się nimi bez problemów tzn. jadłam je raczej w postaci mocno przetworzonej: w chińszczyźnie kupowanej na wynos, albo w pizzy. Z chwilą gdy zrezygnowałam ze stosowania maści sterydowych stwierdziłam, że takie potrawy bardzo źle wpływają na wygląd mojej skóry (łzs przypominam) i postanowiłam je wyeliminować o całe zło obwiniając papryczki. Z czasem jednak zaczęłam nieco głębiej zastanawiać się nad dietą i doszłam do wniosku, że to nie same papryczki ponoszą winę za zaostrzanie się mojego łojotokowego zapalenia skóry. Winna była podejrzana gotowa chińszczyzna (i proste węglowodany oraz wszystkie dodatki "uszlachetniające" których wymienić nie sposób) i gotowe pizze czyli de facto mąka, która bardzo mi szkodzi.

Do jedzenia papryczek wróciłam jakieś pół roku temu. Zainteresowały mnie wyniki  badań, na podstawie których twierdzono, że kapsaicyna zawarta w paprykach wyraźnie poprawia metabolizm i nasila termogenezę. Ma też chronić serce i robić dużo więcej (zainteresowanych odsyłam np. do krótkich artykulików w Kopalni Wiedzy, czyli tutaj: http://kopalniawiedzy.pl/szukaj/kapsaicyna,0,1,0). Wynika z nich, że kapsaicyna może zdziałać cuda, choć okazuje się, że bywa też szkodliwa. W jednej z internetowych publikacji dowiedziałam się też, że maści z kapsaicyną polecane są łuszczykom. Postanowiłam ją przetestować i wiecie co? Okazało się, że sama papryczka bynajmniej nie szkodzi. Jem sałatki bardzo ostro doparwiane chilli habanero, do zupy dodaję chilli a czasem po prostu gdy jest mi zimno zjadam jedną małą papryczkę i od razu mnie to rozgrzewa. Papryka wcale nie powoduje nasilenia zmian na skórze. To dla mnie ogromna niespodzianka i kolejne potwierdzenie tezy, że głównym sprawcą są jednak gotowe wysokowęglowodanowe i zawierające nie-wiadomo-co pokarmy.

Komentarze

Popularne posty